Janusz Matusiak o ćwierćwieczu UKS SMS
We wtorek w klubie przy ul. Milionowej odbędzie się jubileuszowa uroczystość. Pamięta Pan pierwszy dzień funkcjonowania klubu? Jak wyglądał ten dzień?
– Doskonale pamiętam. Pracowałem w gabinecie w tym samym miejscu, gdzie przebywam teraz z jedną różnicą. Nie było w tym pokoju żadnych trofeów, pucharów, nagród. Te miały dopiero nadejść.
Czy można powiedzieć, dlaczego powstał Uczniowski Klub Sportowy Szkoły Mistrzostwa Sportowego im. Kazimierza Górskiego?
– Spotkaliśmy się wszyscy, dyrekcja szkoły była w komplecie: Małgorzata Jałkiewicz-Hoffmann, Roman Stępień, Mirosław Dawidowski i moja skromna osoba. Dynamicznie rozwijała się sytuacja i wymyśliliśmy, jak dla uczniów szkoły stworzyć warunki do tego, by mogli uczestniczyć w rozgrywkach prowadzonych przez Polski Związek Piłki Nożnej i Łódzki Związek Piłki Nożnej. Najlepszą formą było założenie klubu.
Kiedy klub rozpoczął działalność?
9 października 1999 roku. Od tamtej pory klub pokazuje, że wielu zawodniczek i zawodników uczących się w naszej szkole osiągnęło sukcesy.
Z jakimi problemami musiał Pan się wtedy zmierzyć? Jaki był największy problem?
– Najważniejsze było przeprowadzenie naboru do klubu. Przecież ci wszyscy nasi uczniowie byli zarejestrowani w innych klubach, byli zawodnikami drużyn z całej dosłownie Polski. To było ogromne przedsięwzięcie logistyczne. Trzeba było rozmawiać z rodzicami i przekonywać, że ich pociechy przychodząc do naszej szkoły powinny trenować tu na miejscu, co znacznie ułatwi proces edukacyjny i czysto sportowy. Dzięki temu widzieliśmy też rozwój młodych sportowców, na bieżąco korygowaliśmy metody treningowe, a nie musieliśmy dopytywać trenerów z innych klubów, jak dany zawodnik się prezentował na boisku. Ale udało się.
Poszliście jednym słowem na rękę młodzieży…
Zdecydowanie. Także dla uczniów cały proces szkoleniowy stał się prostszy. Plan lekcji i plan treningów tak został stworzony, by dostosować do potrzeb młodzieży.
Zgłosiliście na początek drużynę do której ligi?
– To była juniorska liga wojewódzka.
Pierwszy mecz? Pamięta Pan?
– To było ogromne wydarzenie. Pamiętam, że wszyscy pracownicy szkoły, od prezesów do sprzątaczek, byli obserwatorami meczu. Ten mecz rozgrywany był na boisku numer 2, gdzie powstała pierwsza sztuczna murawa. Wtedy jeszcze było to trawiaste boisko. Wszyscy czuli, że historia rodzi się na ich oczach. Chcieli być świadkami tego historycznego meczu. Pamiętam, że wygraliśmy. To było symboliczne rozpoczęcie 25-lecia obfitującego w sukcesy. Po meczu ogarnęła nas euforia. To było zwycięstwo odniesione niejako z marszu i ta wygrana bardzo cieszyło wszystkich i dało nam nowy impuls do pracy. Przekonaliśmy się, że podejmując działania związane ze stworzeniem klubu dla młodzieży trafiliśmy w dziesiątkę.
Kto wykazywał wtedy największą pomoc nowemu klubowi?
– Pomoc rzeczywiście otrzymywaliśmy daleko idącą. Wspierał nas Wydział Sportu Urzędu Miasta Łodzi, który nas szybko zarejestrował. Pomocną dłoń wyciągnął także Łódzki Związek Piłki Nożnej. Nikt nie widział przeszkód, by dać nam możliwość gry w lidze. Mogliśmy normalnie funkcjonować i skoncentrować się na pracy z młodzieżą.
Jak powstanie klubu zostało odebrane w środowisku piłkarskim?
– Bardzo spokojnie. W piłce nożnej sytuacja często się zmienia, kluby powstają, inne kończą działalność. W naszym przypadku jednak czuliśmy taką pozytywną aurę, przekonaliśmy wszystkich, że będziemy ważnym ogniwem w systemie szkolenia młodzieży. Zaczęliśmy nadawać ton we wszystkich ligach, w których graliśmy. Dominowaliśmy w kategoriach juniorskich.
Jaki był cel nowego klubu? Czy został osiągnięty?
– Stawialiśmy przed sobą najwyższe cele. Chcieliśmy grać o mistrzostwa Polski i to się udało. Zdobywaliśmy złote medale.
Jaki był pierwszy sukces klubu?
– Zdobyliśmy mistrzostwo Polski juniorów w 2003 roku, a więc cztery lata po rozpoczęciu działalności. To wyjątkowe osiągnięcie. Wtedy mogliśmy sobie powiedzieć, że obraliśmy właściwą drogę.
Po sukcesach panów, zrodził się pomysł na zorganizowanie drużyny piłki nożnej kobiet. Skąd taka idea?
– Nie ukrywam, że prowadząc męskie drużyny nie dopuszczałem do siebie myśli o stworzeniu drużyny żeńskiej. Kiedy reprezentacja kobiet U17 zdobyła mistrzostwo Europy rozdzwoniły się nasze telefony. Rodzice i zawodniczki zaczęli marzyć o podobnych sukcesach na arenie krajowej i międzynarodowej. Dopytywano nas, czy w tak uznanym na mapie juniorskiej klubie, jakim jest UKS SMS, są też prowadzone treningi kobiet. I czy istnieje sekcja piłki nożnej kobiet. Pierwsze telefony nas dziwiły, ale po kolejnym i kolejnym zacząłem się zastanawiać i skłaniać ku wyjściu naprzeciw oczekiwaniom dzwoniących osób. Na kolejnym spotkaniu z zarządem przedstawiłem swoją wizję na stworzenie drużyny żeńskiej w UKS SMS. Mój pomysł został zaakceptowany. Jak się później okazało, nie myliłem się ani trochę.
Kto wpadł na pomysł, by zatrudnić idealnie pasującego do tej roli trenera Marka Chojnackiego?
– Mamy szczęście do dobrej klasy trenerów: Marzena Salamon, Sebastian Papis to uznane nazwiska. Pierwsi trenerzy z przytupem wzięli się do ciężkiej pracy, ale wiedziałem, że trzeba znaleźć nietuzinkowego szkoleniowca. Takiego, który swoim nazwiskiem i osiągnięciami mógłby podnieść i prestiż i poziom sekcji kobiecej. Wiedząc, że Marek Chojnacki, ówczesny rekordzista pod względem występów w ekstraklasie, były trener w męskiej ekstraklasie, jest wolny, zadzwoniłem do niego. Umówiłem się na spotkanie. Kiedy przedstawiłem mu nowatorski pomysł, widziałem w jego oczach, że to wyzwanie mu się podoba. Marek Chojnacki dał się już wcześniej poznać z najlepszej strony i nowe wyzwania dodatkowo go mobilizowały. Podjął się na pewno mniej stresującej pracy, ale równie mocno satysfakcjonującej. Do tej pory z powodzeniem prowadzi naszą drużynę.
Lista tych sukcesów jest długa.
Mistrzostwo, wicemistrzostwo, brązowy medal, Puchar Polski, graliśmy o Ligę Mistrzyń – zdobyliśmy wszystko, co było możliwe. Nasze piłkarki trafiły do reprezentacji Polski, trener potrafił wydobyć z zawodniczek wszystko co najlepsze i to zaowocowało transferami do klubów zagranicznych.
Jak układały się relacje ze sponsorami i władzami Łodzi?
Do dzisiaj jestem bardzo wdzięczny firmie TME, z którą wiążą się największe sukcesy żeńskiej drużyny. Kiedy siadaliśmy do rozmów o sponsoringu, planowaliśmy trzyletnią współpracę. Sponsor dotrzymał słowa co do wszystkich uzgodnień. Dzięki finansowego wsparciu mogliśmy szczycić się sukcesami i najlepiej, jak potrafiliśmy promowaliśmy Łódź. Władze miasta to doceniły. Czuliśmy wsparcie władz. Trzeba też zaznaczyć, że pierwsze wicemistrzostwo Polski osiągnęliśmy o własnych siłach, a drużyna złożona aż z siedmiu naszych wychowanek nie była finansowym krezusem. Pomagała nam tylko niezastąpiona firma Grot, oczywiście wspierała nas Szkoła Mistrzostwa Sportowego, ale trzeba też powiedzieć o OrtoMed Bartłomieja Kacprzaka. Ta medyczna placówka potrafi dokonywać cudów.
O czym marzy prezes 25-letniego klubu?
Ćwierć wieku to szmat czasu. Zastanawiam się kiedy i komu mam oddać pałeczkę. A po cichu marzę o kolejnym tytule mistrza Polski, skutecznej walce o Ligę Mistrzów, a najbardziej mnie cieszą uśmiechnięte oblicza moich podopiecznych, które spędzają wiele czasu przy ul. Milionowej i czują się, jak u siebie w domu. Dla takich obrazków warto było 25 lat temu podjąć takie wyzwanie, jakim były narodziny UKS SMS.